sobota, 22 marca 2014

Czwarty

 
 

Konkursy w Polsce były całkowicie nieudane. No bynajmniej dla mnie. Jurij się cieszy jak głupi do sera, bo jemu udało się wskoczyć na podium. Co poradzić. Chłopaki planują jakieś wyjście do klubu, na które ja nie mam ochoty. Po pierwsze zawaliłem na całej linii. Dwa razy być poza pierwszą trzydziestką? Już nawet Janus nic nie mówi, tylko kiwa zrezygnowany głową widząc moje skoki.
-Toć Pero, nie bądź taki. Chodź, rozerwiesz się trochę. Jakąś dupę sobie wyrwiesz. -zagaduje do mnie Jaka. Aż chciałoby się powiedzieć, że co on może o tym wiedzieć. Nie będę mu dogryzać. Będę miły. Nawet jeśli mam ochotę pieprznąć go w ten głupi łeb, nie zrobię tego. Najchętniej wywalił bym go z pokoju, zamknął się na klucz i nie wychodził stąd aż do samego końca pobytu. Rozumiem, że oni chcą dla mnie dobrze, że chcą pomóc. Ich starania jednak nie pomagają. Staram się przed nimi udawać, że jest dobrze. Naprawdę bardzo się staram. Nie chcę by widzieli, że ta cała sytuacja mnie przerasta. Ja już nawet nie potrafię skakać. Zawodzę wszystkich wokół. Zawodzę własnych przyjaciół. Nawet nie potrafię okazać im wdzięczności za wsparcie, które mi dają. Czuję, że ta cała sytuacja rozwala mnie od środka. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że kobieta może aż tak bardzo zmienić faceta. A jednak może. I ona właśnie ze mną to zrobiła. Odebrała mi nawet radość z tego, co kocham najbardziej. Ze skakania. Już nawet nie mogę oddać przyzwoitego skoku. Nie to, że ja się nie staram czy coś. Przykładam się na treningach, ćwiczę nawet z większym skupieniem i zaangażowaniem niż chłopaki. Ćwiczenia na hali idą mi świetnie. Imitacje zresztą też. Tylko gdy siadam na belce.. Wtedy czuję przyspieszone bicie serca, pocą mi się dłonie, a mięśnie w nogach zamiast być napięte i przygotowane do oddania skoku wiotczeją nagle. Skoki nie dają mi tej radości. Co więcej. Sprawiają, że czuję się jeszcze gorzej. A najgorsi są ci wszyscy dziennikarze. Trochę jak cmentarne hieny. Gdy jesteś w szczycie formy wypisują o tobie jaki to ty jesteś utalentowany i zdolny. Nazywają cię przyszłością słoweńskich skoków, młodym geniuszem, nadzieją słoweńskiego sportu. A gdy tracisz formę stajesz się nikim. Nieudacznikiem. I nawet nie potrafią odpuścić, gdy po nieudanym konkursie masz ochotę zaszyć się w pokoju hotelowym, nie oglądać nikogo, ani nie musieć odpowiadać na te pytania. Ale nie. Zadają ci milion pytać, chociażby pytając o powód załamania formy, jak oceniam swoje szanse na kolejne konkursy, albo po prostu pytają co sądzę o zwycięzcy konkursu, który również jest liderem klasyfikacji generalnej. Czasami odnoszę wrażenie, że ci ludzie to idioci. Naprawdę. No bo do cholery jasnej co ja mogę sądzić o zwycięzcy konkursu, skoro nawet go nie znam, w życiu rozmawiałem może z nim ze dwa razy, no oczywiście nie liczę tutaj uprzejmości wymienionych na skoczni typu „cześć”, „powodzenia”, „gratuluję udanego konkursu”. Niektórzy ludzie chyba twierdzą, że my urządzamy sobie po zawodach jakieś wieczorki zapoznawcze czy coś, gdzie się wszyscy integrujemy. Ale wcale tak nie jest. Bo po co mam się integrować chociażby z tym jednym Polakiem, który zawsze robi z siebie idiotę. Jak mu tam było? Żyła. Jakoś tak. On nawet po angielsku nie potrafi się komunikować i jak ja mam się z takim dogadać? Wolę się nawet nie zastanawiać o czym miałbym z nim gadać? O pogodzie? Czy może o jego dziwnej pozycji dojazdowej, która ewidentnie nie służy jego skakaniu. Ale co mnie to obchodzi. Moja pozycja dojazdowa jest okej, a skoki nawet krótsze niż jego.
-Peter do cholery. Ubieraj się i nie chcę słyszeć żadnego gadania.- mówi zdecydowanym tonem Robert, który przed chwilą wpadł do mojego pokoju. Jaka musiał po niego pójść, bo teraz stoi za Kranjcem z rękoma założonymi na piersiach.
-Ja nigdzie nie idę.-kładę się na moim łóżku, odwrócony do nich plecami. Nie obchodzi mnie to, że zachowuję się jak dziecko. Powinni uszanować, to że nie mam ochoty na żadne wypady do klubu.
-Nie denerwuj mnie!- krzyczy nieźle poirytowany Robert, ciągnąc mnie za koszulkę. Nie rusza mnie jednak ta zaczepka.
-Źle się czuję. Nigdzie nie idę.- mówię żałośnie. Czy oni nie rozumieją, że mam dosyć? Chcę pobyć sam? Nie mogą dać mi pocierpieć w samotności? Może tak zupełnie przypadkiem sobie tutaj umrę, bo serce mi pęknie z żalu i rozpaczy, a śmierć przyniesie ukojenie?
-Cholera jasna!- czuję szarpnięcie i po chwili siedzę już na moim łóżku i widzę Roberta, który świdruje mnie oczami.-Masz pięć minut, żeby się ogarnąć i przykleić uśmiech do tej twojej twarzy. Bo jak nie, to ja cię siłą ubiorę. I wierz mi, nie chcesz tego.-jego głos jest stanowczy, a wzrok wywołuje u mnie ciarki na plecach.- Pięć minut.-przypomina szatyn. Wstaję niechętnie z łóżka i podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej białą koszulkę i czarne rurki. Idę do łazienki się przebrać, jednocześnie czuję na sobie wzrok moich dwóch kolegów z kadry. Przemywam twarz zimną wodą i spoglądam na siebie w lustrze. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałem się jak wygląda wrak człowieka, to teraz już wiem. Widzę go w lustrze. Przebieram się szybko, psikam perfumami, które dostałem od niej. Lubiła ten zapach, twierdziła, że ją bardzo pociąga. Może tym razem przyciągnie do mnie jakąś inną dziewczynę. Poprawiam włosy, które nigdy nie wyglądają dobrze. Tak jest i tym razem. Gdy wychodzę z łazienki moi koledzy z kadry uważnie mi się przyglądają. Nawet nie słyszałem, kiedy do pokoju przyszedł Jurij, który ma przyklejony do twarzy kretyński uśmieszek.
-To co Pero? Tak dla zapomnienia zaliczysz dziś jakąś Polkę, co?- słowa Jurija wywołują u mnie odruch wymiotny. Wcale nie podoba mi się ta wizja.
-Ja myślę, że nie tylko on dziś zaliczy.- mówi z cwaniackim uśmiechem Jaka. Czuję, że moje usta się otwierają, ale nie wydaje się z nich żaden dźwięk. Jestem pewien, że wyglądam idiotycznie. Ale do cholery jasnej, kiedy ten szczeniak tak dorósł? No nie. Dorósł to jest złe słowo. Kiedy on stał się jeszcze większym szczeniakiem. Bo wyrywania panienek tylko po to, by je zaliczyć nie można uznać za przejaw dojrzałości. Z kim ja się zadaję, dobrze, że chociaż Robert jest tutaj rozsądny. Chociaż nie. On będzie się bawił ze Spelą, która stwierdziła, że nie odpuści tej atmosfery z Zakopanem. Więc dzisiejszego wieczoru jestem skazany na tych dwóch idiotów. Świetnie, po prostu świetnie. A mamusia zawsze powtarzała, że mam być odpowiedzialny i uważać na tych dwóch idiotów.
-Masz młody, może ci się to przydać.- Robert wciska mi coś do ręki. Dopiero po chwili orientuję się, czymże są te małe paczuszki.
-Gumki? Serio? Czy wyście do reszty powariowali?!-krzyczę na nich nieźle wkurzony tą sytuacją.
-My się tylko troszczymy o to, byś nie musiał wychowywać bękarta, albo płacić alimentów.- Jurij szczerzy się jak głupi do sera, a ja mam ochotę sprzedać mu prawego sierpowego, który by zmienił wyraz jego twarzy. Powstrzymuję się jednak, bo wiem, że młody Tepes nie pozostał by mi dłużny, a ja nie lubię bólu.
-Idziemy?-patrzę na pozostałych, jednocześnie chowam gumki do kieszeni. Wątpię, żeby miały mi się przydać, ale nie mam ochoty na dalsze dyskusje z tymi pacanami.
-Oczywiście.- szczerzy się Jaka i pierwszy wychodzi z pokoju. Idę za Robertem, chociaż najchętniej bym nigdzie nie szedł. Po drodze mijamy trenera, który życzy nam udanej zabawy i przypomina, by bawić się z opamiętaniem. Przypomina o rozwadze i coś wspomina o przedwczesnym ojcostwie. On też? Żyję z wariatami. Po pół godzinie znajdujemy się w jednym z klubów. Jest tłoczno, w powietrzu czuje się dym papierosowy i odór alkoholu. Muzyka jest bardzo głośna, przyprawia o ból głowy, a kolorowe światełka, które migają nie wiadomo dla jakiego efektu przyprawiają mnie o jeszcze gorsze samopoczucie. Tak. Ja ewidentnie nie nadaję się do takich zabaw. Nie lubię klubów. Nie można tutaj poznać nikogo wartościowego. Tutaj jest pełno zdesperowanych lasek i napalonych facetów. No chociażby taki młody Hvala. Już sobie znalazł jakąś blondynę z którą obściskuje się na parkiecie. Nie żeby mi się nie podobała. Ładna jest. Ma duże piersi. Krągłe pośladki. Seksowne nogi. Ogólnie jest całkiem spoko. I te jej maślane oczka, które wpatrują się w mojego młodszego kolegę jak w obrazek. Ona nie wie, że jest tylko zabawką. Wykorzysta ją i zostawi. Ja tak nie potrafię. Nie lubię takich miejsc. Nie jestem taki. Wzrokiem szukam Jurija, który też gdzieś zniknął. Nie widzę go nigdzie. Mój wzrok przykuwa jednak coś innego. Dziewczyna. I to nie jakaś tam biuściasta blondynka, nie żebym coś miał do takich. Nie. Ta dziewczyna jest inna. Całkowite przeciwieństwo Monici. Zauważa, że musi być ona starsza od niego. Nigdy wcześniej nie sądził, że jego uwagę przyciągnie kobieta starsza od niego. Nie była to duża różnica wieku. Dwa, może trzy lata, ale jednak. Jej pełne kształty go pociągają, a sposób w jaki porusza się na parkiecie w rytm muzyki sprawia, że wpatruje się w nią jak zahipnotyzowany. Patrzy jak jej długie włosy falują przy każdym ruchu, jak na jej twarzy pojawia się mimowolny uśmiech, gdy ich spojrzenia się spotykają. Czuje, że na kanapie obok niego ktoś ciężko opadł, odwrócił wzrok od dziewczyny na chwilę i skupił się na przybyszu. Jurij. Nieźle zalany.
-Jaka zabrał blondynę do hotelu. A ty co, nie zaczepisz żadnej?- szczerzy się do mnie, a odór alkoholu, który spożył mój kolega dociera do mojego nosa. Krzywię się.
-No właśnie chciałem podejść do jednej i zatańczyć.- patrzę w miejsce, gdzie tańczyła, ale jej tam nie dostrzegłem. -Zaraz wracam.- mówię do upitego już Tepesa i idę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą ją widziałem. Nie ma jej. Przedzieram się w głąb parkietu. Wychodzę na zewnątrz, ale nie. Nie ma jej. Zniknęła. A może ona mi się tylko przyśniła? Może jej tam wcale nie było? A może mnie też tam nie było? A to był tylko sen? Kolejny sen z nią w roli głównej. Nie wiem już nic. Muszę się napić, bo zaraz oszaleję. Ja zaczynam wariować. 




"Zawiodłaś mnie. Ale wiesz co? Już Cię nie potrzebuję. Dam sobie radę bez Ciebie. I wiem, że za bardzo ufam ludziom i za szybko się do nich przywiązuję. Dam sobie jednak radę bez Ciebie. Nawet jeśli jest mi cholernie ciężko, gdy nie wiem co u Ciebie słychać. Widocznie nie potrzebujesz mnie już. Już Cię nie obchodzę. Już się dla Ciebie nie liczę."

______________________________________________________________
Przepraszam. Ja już chyba nie umiem.
Nic nie jest tak jak powinno być. 
Nie mam czasu, nie mam siły, nie mam weny, nie mam ochoty.
 Przepraszam, jeśli jest ktoś kto czeka na moje rozdziały, ale zrozumcie. 
Jest mi ciężko. Nie wiem kiedy dodam coś nowego. Wybaczcie. 
 Buziaki :*


Na pocieszenie łapcie dzisiejszą porcję braci Prevc ;p